Miejsca:

Chiny (23) Kambodża (2) Katar (3) Tajlandia (6)

wtorek, 24 lipca 2012

Lotnisko wolumin trzeci

Pierwsza próba - pociąg. Przywitał nas bardzo ładny terminal:

ale zniechęciła nieco cena. 25RMB od osoby za transport do stacji metra, skąd jeszcze trzeba było z przesiadką dojechać na stację Pekin Południe. W informacji turystycznej pracowali raczej naciągacze niż osoby chcące nam pomóc, bo próbowali nam wcisnąć auto z kierowcą za 450RMB. Kolejna próba : autobus. Tym razem wydawało się, że szczęście nam sprzyja.
Terminal z zewnątrz
W kasie dziewczyny mówiły po angielsku, bilet kosztował 16 RMB a autobus dojeżdzał bezpośrednio do naszej stacji docelowej. No to kupujemy. Przy okazji, dobrze było zrobić zdjęcie tablicy z mapą połączeń i pokazać kasjerce na telefonie paluchem, dokąd chcemy jechać. Od razu zaskoczyła.

Czekamy więc na autobus i czekamy. Rzekomo odjazd raz na minimum 30 minut i czas dojazdu do stacji 65 miniut "kiedy nie ma korków", co ciekawe "under normal traffic condition" było napisane na oficjalnej tablicy ojdazdów. No nic, lekko zaniepokojeni czekamy.
Kiedy już dojeżdza upragniony środek transportu, nasi towarzysze podróży w ciągu kilku sekund rzucają się na luk bagażowy i robią to z taką zaciekłością, jakby od tego zależało ich życie. Dla nas miejsca nie starcza, ale niezrażeni wnosimy bagaże do środka. Po raz piewrszy doświadczam chińskiej bezpośredniości, kiedy kierowca łapie mnie za rękę jak małe dziecko i pokazuje, gdzie ułożyć bagaż. No nic, siadamy z tyłu i czekamy na rozwój wypadków. W autobusie jest brudno jak cholera:
Niektórzy towarzysze podróży też nie pachną najlepiej, na szczęście pomaga dosyć intensywna klimatyzacja. Przejeżdżamy jeszcze przez 2 terminale, gdzie do pełnego autobusu próbują się wepchnąć kolejne tabuny Chińczyków i widać, że sztukę kompresji opanowali do perfekcji. Nie dla wszystkich starcza miejsca, ale każdy po kolei wchodzi i rozgląda się po pełnym autokarze w poszukiwaniu wolnego siedzenia.
W końcu ruszamy czteropasmową Airport Express. Po 5 minutach Express jest już tylko z nazwy, bo stoimy w takim korku, że przez następne 2 godziny jedziemy ze średnią prędkością 10km/h. W sumie to tylko 2 razy dłużej, niż wskazywał znak na lotnisku.



Nareszcie wysiadamy przed stacją kolejową i radośni udajemy się do kasy biletowej. Na miejscu przeraża nas ilość niezrozumiałych znaczków, ale na szczęście nazwy pociągów pisane są alfabetem łacińskim. Przy kasie pomaga nam ktoś z kolejki mówiący choć trochę po angielsku, ale okazuje się, że na "tani" pociąg D318 nie ma już biletów, a kartą i tak nie zapłacimy. Pomaga tutaj język pseudomigowy, gdzie sprzedawca pokazuje dłonią szeleszczące banknoty i wskazuje palcem piętro wyżej.

Beijing South Railway station

Ciekawostka nr 4 : przy budkach telefonicznych z ekranami LCD znajdują się pęczki kabli w każdym formacie służące do ładowania telefonów komórkowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz