Miejsca:

Chiny (23) Kambodża (2) Katar (3) Tajlandia (6)

piątek, 12 lipca 2013

Doha

Pierwsze wrażenie: fala gorąca,  jaką uderzyła w nas po wyjściu z samolotu. Wiedzieliśmy, że będzie gorąco, ale nie spodziewaliśmy się sauny parowej.
Po perypetiach związanych z wyjściem z lotniska na czas 20godzinnej przesiadki i wyrobieniem wiz (co przy całej życzliwości tubylców okazało się nie być takie proste, gdyż jak się później okazało karty płatnicze działają tutaj jak chcą) zastała nas miła niespodzianka w postaci poczęstunku dla przyjezdnych. Czekały na nas daktyle w ładnych pudełeczkach i woda mineralna.
Kolejnym ciekawym zaskoczeniem jest odległość lotniska od centrum, gdzie doszliśmy na piechotę. Był to wieczór a nieznośny upał z każdą godzina coraz mniej dawał się nam we znaki. Podobnie chyba jak tybylcom, których zdawało się być coraz więcej na ulicach. Sklepy i inne punkty handlowo usługowe czynne były praktycznie całą noc. Nie było jednak łatwo znaleźć coś dobrego do jedzenia, może też dlatego, że nie szczególnie wiedzieliśmy gdzie szukać. W każdym razie ulicznych przekąsek nie spotkaliśmy a w knajpkach sanepid miałby co robić. Tam,  gdzie ostatecznie zdecydowaliśmy się usiąść,  podczas czekania na posiłek zobaczyłam biegnącego po podlodze dużego karalucha.  Brrr...
Samo miasto to mało ciekawa zabudowana pustynia z fajna linia wieżowców. W jedynym chyba parku zregenerowalismy siły na trawie sprawiającej wrażenie plastikowej, widzieliśmy nocny targ rybny nad zatoka, ciekawym zjawiskiem był też wybieg dla koni w samym centrum i znaki drogowe.




Doczekaliśmy do "wschodu" słońca zrobiwszy w sumie ok. 15km nocnego spaceru po mieście.  Wschód nas jednak strasznie rozczarował, bo polegał właściwie na szybkim rozjaśnieniu się nieba, bez żadnych imponujących "efektow". Zmęczeni,  padnięci,  obolali i rozczarowani wschodem słońca ok. 5:00 złapaliśmy taksówkę na lotnisko, gdzie jeszcze chwilę temu drzemaliśmy w średnio wygodnej strefie do spania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz