Dopiero w samochodzie dotarło do nas, że taksówka do centrum to kwota 70 złotych, a a taksówka do samej granicy to 250 złotych. Przy pięciu osobach to naprawdę niewielki koszt. Uznaliśmy jednak, że podróży pociągiem musimy również spróbować. Okolice dworca w pierwszej chwili całkowicie nas przeraziły, bo chodniki były pełne śpiących ludzi, którzy sprawiali wrażenie bezdomnych. W knajpie naprzeciwko dworca szybko się uspokoiliśmy, bo życie toczy się tu przez całą dobę, wszyscy ciągle się uśmiechają, a jedzenie w knajpie to zero formalizmów. Tajowie pozwalają wszystko obejrzeć, wejść do kuchni, dają spróbować jedzenie, które chce się zamówić i pozwalają czuć się absolutnie swobodnie.
|
Pad Thai jest naprawdę tak dobre, jak o nim wszędzie piszą |
Zapłaciliśmy niewielki rachunek i przeszliśmy się na mały spacerek dookoła dworca, gdzie panował typowy dla dalekiego wschodu klimat. Brud, krzywe chodniki, wszechobecne kałuże niewiadomego pochodzenia, życie toczące się na ulicy i ludzie śpiący to na murku, to na chodniku.
|
Mnisi, z którymi można sobie uciąć pogawędkę o niczym. Na migi i w kombinacji polskiego z tajskim |
Szybko przekonaliśmy się, że warto negocjować. Typowy dialog z taksówkarzem:
- gdzieś podwieźć?
- do Kambodży!
- okej, no problem, 3000 BHT
- e, za drogo, do widzenia
- okej okej 2000 BHT.
5 sekund i cena spada z 300 do 200 pln.
Inny taksówkarz z dużym kombi chciał na początek 7000 BHT,
bardzo szybko zszedł do 3500 BHT, a po dłużych negocjacjach zadowoliłby się 2500 BHT. Uparliśmy się jednak na 2000 BHT (w sumie chętnie skorzystalibyśmy z taxi zamiast pociągu) i zmuszeni byliśmy do powrotu na stację.
|
Wejście na dworzec |
|
I jego wnętrze. Brzydko i nieciekawie |
|
Wschód słońca nad naszym pociągiem do granicy z Kambodżą |
Bilet do granicy to śmieszne 50 BHT, czyli 5 złotych. W wagonie okazało się, że więcej w nim białych turystów z całego świata (w tym inni Polacy, Holendrzy, Amerykanie, jakiś Irańczyk i wiele innych), którzy również wybierali się do Siem Reap, czyli miasta położonego obok Angkor Wat. Podróż minęła wśród miłych rozmów, upału i ciekawych widoków za oknem. Spóźniliśmy się o ponad godzinę, ale to nic dziwnego w Tajlandii. PKP mogłoby tu służyć za wzór punktualności.
|
Wokół torów w Bangkoku toczy się życie biedniejszych obywateli |
|
Raczej nie jest tu niebezpiecznie, pociągi zaraz za dworcem jeżdżą bardzo powoli |
|
Wagon pełen białasów |
|
Typowe widoki za oknem |
|
Dwójka Holendrów, z którymi przegadaliśmy większość podróży |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz