Po pierwszym dniu w HK mamy kilka ciekawych wniosków.
Po pierwsze, w okolicy Tsim Sha Tsui nie jest łatwo znaleźć niedrogi hostel. Tym razem CouchSurfing trochę zawiódł i byliśmy zmuszeni poszukać innej formy noclegu. Ceny hosteli wahają się tu od 450 do 1000 HK$ za pokój. Nam udało znaleźć się za 400 (ok. 170zł), po negocjacjach. To i tak mega drogo, biorąc pod uwagę, że w tej cenie mamy pokój rozmiarów niewiele większych niż łóżko (podłogi jest tyle, żeby położyć nań dwie zamknięte walizki i otworzyć drzwi), bez własnej łazienki.
Po drugie, w porównaniu do zwiedzonego już przez nas Szanghaju, Hong Kong robi piorunujące wrażenie. W końcu widzimy takie Chiny, jakie chcieliśmy zobaczyć - specyficzne, kolorowe, krzyczące neonami, najeżone wieżowcami, które punktualnie o 20:00 rozbłyskają światłami w rytm muzyki (Symphony of Lights).
Po trzecie, znacznie łatwiej niż w kontynentalnej części Chin można się tu dogadać po angielsku, nie jesteśmy tu też tak wielką atrakcją, jak w SH, bo Europejczyka spotkać tu nietrudno.
Co do pogody, szczęście nas nie opuszcza - po Szanghaju o niezwykle czystym niebie w Hong Kongu mamy podobną pogodę. Jest cudnie,
Przed chwilą wróciliśmy z nocnego targu na Teple Street, który warto było zobaczyć.
Jutro Central...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz